Zacznijmy od tego, że jestem osobą wierzącą, obejrzałam ten "obrazoburczy" film i nie jestem zbyt zniesmaczona.
Jezus jest tu człowiekiem z krwi i kości (bo przecież poza tym, ze był Bogiem, był też człowiekiem). Ma swoje marzenia, pragnienia. Złości się, denerwuje, ma wątpliwości, boi się.
Gorszy Was to, że jako "człowiek" kocha się ze swoją ukochaną? Że zakłada z nią rodzinę? Że żyje jak większość społeczeństwa? Że przyjaźni się z Judaszem?
Tak to nie jest jego droga, to też pokusa. Jezus odkrywając, że to też szatańskie podszepty wraca na krzyż.
To dla mnie bardzo piękny film o wierze, o zmaganiu się ze swoimi słabościami. O wiele bardziej wolę film Scorsese, niż "Pasję" Gibsona.
Wiem, że "Kuszenie" nie jest oparte na Ewangelii tylko na książce (co sam reżyser zaznacza na wstępie filmu) - ale dla mnie ma on większy i ważniejszy wydźwięk religijny.
Oczywiście, że "Kuszenie" ma większy wydźwięk religijny niż "Pasja", ale nie pasuje do kościelnego monopolu na interpretowanie Biblii i w tym cały problem.
Wlasnie obejrzalem ten film i jestem troche w szoku, jak przedstawiono cala historie, ale kazdy inaczej interpretuje to co widzi. Jednak przekaz tego filmu jest taki sam jak w Biblii, Jezus umiera na krzyzu za nasze grzechy i dzieki temu zostaly nam one odpuszczone. A pobobczne sceny nie maja wiekszego znaczenia. Osobiscie bardziej przemawia do mnie historia opowiedziana w Biblii. Ale kazdy w inny sposob odnajduje Boga.
Ale musisz przyznać, że historia Judasza ma jednak więcej sensu niż w Biblii. Przecież gdyby nie doszło do śmierci Jezusa, nie byłoby odpuszczenia grzechów, prawda? No i skąd założenie, że Jezus musiał być totalnie aseksualny? Jedyny sposób na przedłużenie gatunku owieczek bożych, a tyle zgorszenia wywołuje w Kościele :P Nie ukrywam, że mogę preferować wersję z "Kuszenia" ze względu na ateizm. Niemniej uważam, że wiara chrześcijańska byłaby lepsza, gdyby skłaniała się bardziej w stronę wersji filmowej, ponieważ byłaby mniej represyjna względem naturalnych aspektów ludzkiego życia, przez co może nie byłoby tylu narwańców i inkwizytorów ;)
"Totalnie aseksualny"? Tak, wiem jak się na to zazwyczaj "patrzy". Ale seks pochodzi od Boga, ma tylko swoje głębokie umiejscowienie w małżeństwie.
Jezus tylko był takim, którzy "są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni". (Mt 19,12)
Swoją drogą w jednej ze swoich książek Vonnegut ciekawie ujął temat Jezusa. Stwierdził, że autorzy Biblii osiągnęliby dużo lepszy efekt, gdyby przedstawili Jezusa jako zwykłego człowieka, który dopiero na krzyżu został "adoptowany" przez Boga, poruszonego poświęceniem szarego człowieka. Jak argumentował K.V., może ludzie bardziej szanowaliby przez to siebie nawzajem, ceniąc wyżej szlachetność ponad "dobre urodzenie" :)
Rzeźnia nr 5. Ale w tej książce to tylko jedna z wielu dygresji autora. Przedstawiona w kilkunastu zdaniach.
Pasja w porównaniu z tym filmem jest nudnym, efekciarskiem filmem z ciągotkami ku gore. Jeśli na coś działa, to raczej na mój żołądek niż intelekt.
Każdy odbiera to tak, jak może i chce. Widzę cierpiętnictwo katolików i bałwochwalcze czczenie krzyża, jakby bardziej niż Jezusa chwilami, ale choć wierzę w Jezusa i jego naukę oraz misję afirmatywnie (czyli tak, jak Jezus przykazał), to Pasja mnie po prostu wzruszyła. Ryczałem jak bóbr, przez ten ogrom cierpienia w imię Miłości do człowieka.
No, cóż. Każdy ma swój odbiór. "Pasja" jest filmem "teologicznym", "Ostatnie kuszenie" - "życiowym". Dla mnie "Pasja" jednak jest wysokich lotów.
Mnie się wydawało, że cały wątek o życiu Chrystusa "po zejściu z krzyża" jest tylko wizją alternatywnej rzeczywistości. W momencie słabości Jezus z rozpaczą pyta Boga, dlaczego Ten go opuścił, a Bóg zsyła mu hiperrealistyczną wizję tego, co oznaczałoby jego ocalenie w tym momencie (życie powszednie, wyrzeczenie wielkiej misji, zdradę uczniów, zamianę cudu zmartwychwstania w pusty mit o cudzie). W ten sposób pozwala "słabemu człowiekowi" ze spokojem i ufnością dopełnić ofiary.
Ja miałam takie same odczucia, że to wszystko nie było prawdą, a jedynie wizją "co by było gdyby".
Przychylam się do takiej interpretacji, choć w filmie genialne jest to, że nie daje jednoznacznych łatwych odpowiedzi. Świetnie zagrane role Jezusa i Judasza.
Nawet przez moment nie wydał mi się obrazoburczy, a raczej skłaniający do myślenia i do ciekawej dyskusji, nie tylko na temat wiary w Boga, ale też trudnych życiowych wyborów człowieka.
Film wydaje się 'obrazoburczy' w czasie wizji, ale potem jest zagięcie w czasoprzestrzeni, powrót - i właściwie mamy klasyczną wersję historii. Seks może by mnie zgorszył jakieś 7 lat temu, ale po Danie Brownie, Bułhakowie, apokryfach, mistrzach Wschodu i własnych dumaniach - nie wydaje mi się to aż takie niezwykłe. Wydaje mi się, że ciągle za mało bierze się pod uwagę wschodnią tradycję wędrujących mistrzów żebrzących przy ocenie działalności Chrystusa, a za bardzo nakłada się wzór księdza z parafialnego kościółka.
Tu nie ma nic do rzeczy "wędrujący mistrz" czy "ksiądz z parafialnego kościółka". Droga do serca nie ma znaczenia - istotnym jest czy się człowiek nawróci - czyli czy uwierzy, zaufa Jezusowi. Tu nie chodzi o odczucia, myśli, "pasuje-nie pasuje", czy się zgadza "z nauką" czy nie, czy mnie Bóg "opuścił czy nie" - tu chodzi o życie wieczne w szczęściu w Bogu.
Pod rozwagę...
Wszystkie wydarzenia z naszego życia (bez wyjątku) dają nam szansę, by zbliżyć się do Boga. Tak blisko, byśmy na wieki z Nim żyli. Z Nim i w Nim. Ale czy skorzystamy z Łaski?
Wprawdzie filmu nie oglądałem, aczkolwiek jeżeli obraz podważa "boskość" Chrystusa to jednak dla katolików będzie obrazoburczy. Niejednokrotnie zwoływano sobór w tej sprawie. Polecam zgłębić tematykę związaną z wystąpieniem Ariusza (chociaż na Wikipedii).
Nie podważa, bądź spokojny. To takie "świętoszkowate" interpretacje. Jezus - po kuszeniu - wraca na Krzyż. Z dwojga - "własnego szczęścia w życiu" czy "zbawienia świata" - wybiera wolę Ojca.
Skąd w ogóle taki pomysł, że film jest obrazoburczy? Scorsese nie nagrał go ani dla mieszkańców Częstochowy, ani dla słuchaczy RadiaMaryja, ani dla kogoś, kto ma księdza w rodzinie, a ni dla wyznawców Chrystusa w Trójcy tożsamego z Bogiem Ojcem. Nagrał go dla siebie, a i oglądają go też i Muzułmanie i Sintoiści. Jak Polak-Katolik chce się na Scorsese'a obrażać niech się obraża, jego problem.
@Pawcio_filmaniak zdaje się, że nie oglądałeś filmu, oczywiście tego filmu, a nie jakiekokolwiek filmu, albo mało uważnie /mało powiedziane "mało uważnie". W Częstochowie nie tylko jest Jasna Góra /zresztą pielgrzymi to zwykle grzesznicy paskudni - dlatego pielgrzymują, żeby cokolwiek odkupić swoje paskudne postępki, a zatem nieobce im jest wszystko co ludzkie i nieludzkie; dalej, wśród słuchaczy Radia Maryja są profesorowie ateiści /poniekąd - b zwykle wierzą w Pierwszego Poruszyciela, ale w życie wieczne już nie/, filozofowie, astronomowie /wybitni/ a nie tylko babcie "olaboga" - dalej, z tego co napisałś wynika, że Scorsese nakręcił film nie dla siebie ani kogogolwiek, bo sam jest wyznawcą, jako katolik, co więcej wyznawcą Chrystusa. Prywatnie - ceni on bardzo Pasję Gibsona, i lubi tegoż /Mela/.
Wg mnie kontrowersje budzi przede wszystkim "podprogowy" przekaz ukazania Jezusa jako człowieka - czyli jednego z proroków, a nie Boga w rozumieniu: "Są trzy osoby boskie: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty". Dla przeciętnego Kowalskiego jest to fakt pozornie mało istotny, ale wkraczając w sfery religioznawców, tudzież katolików interesujących się tym zagadnieniem nieco bardziej, zasadniczo jest już o wiele bardziej znaczący. Przypominam, że Żydzi i Muzułmanie Jezusa nie traktują jako Boga, tylko jako jednego z proroków ;) A ponieważ tych pierwszych w Hollywood nie brakuje, to pieniądze na tego typu filmy są chętnie wydawane. Niby nic, a jednak coś, gdyż znacznie więcej znajdzie się produkcji obrażających katolików, niż wyznawców religii mojżeszowej ;)
3 lata i nikt nie skomentował??
Jezus w islamie jest prorokiem, natomiast w judaizmie... jest przeklętym. Wiódł życie niemoralne i trafił do piekła. Są niejasności czy chodzi o Jezusa Chrystusa, ale raczej na pewno o Niego, a nie o innego Jeszuę. Tak, ta sama osoba przez chrześcijan uważana za Boga, jest przez żydów uważana za... no, brzydkie słowo.
Zaraz na początku film wyjaśnia, że jest człowiekiem (WYŁĄCZNIE) który według dzisiejszego stanu wiedzy medycznej cierpi na urojenia, manię prześladowczą i mesjanizm.
Nie, zdecydowanie nie obrazoburczy! Ale widzę wiele "dziwnych" wypowiedzi, nagmatwanych, "po swojemu" ujmujących postać Jezusa.
"Bo przecież poza tym, ze był Bogiem, był też człowiekiem" - w zasadzie rozumiem, ale - niedokładnie. Był w pełni Bogiem i w pełni Człowiekiem. "Jednocześnie, równocześnie". Niczego Jezusowi nie można dodawać, ani ujmować. Zdaje się jednak, że natura Jezusa jest dla nas niepojętna, bo filozofia/teologia od wieków nie potrafi jej/ich "pogodzić". Nawet powstał termin "unia hipostatyczna", która niezbyt wiele wyjaśnia (raczej "postuluje" - 1. osoba, 2. natury). I w zasadzie to "nic dziwnego", gdyż jak św. Augustyn mawiał: "Jeśli rozumiesz, to już nie jest Bóg."
Świetnie ujął to św. Paweł:
"Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu." (Hbr 4,15)
"On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej." (Flp 2,6-8)
Film oglądałem 30 lat temu, a Wasze komentarze skłaniają mnie do ponownego obejrzenia. Niezbyt go dobrze oceniam - filmowo - ale nie mam zarzutów teologicznych. Jak dziś będzie - zdam relację ;-)
Za to muzyka... To dziwna sprawa - oglądając film muzyki nie słyszałem. Zachwyciłem się nią jakieś 2 lata później. To genialna muzyka filmowa - nie "narzuca" się, a poza filmem potrafi żyć w pełni własnym życiem.
Małe sprostowanie - Maria Magdalena nie musiała być prostytutką, a nawet nie była. Jeśli pochodziła z Magdalii, to zapewne zajmowała się rybami - głównie wędzonymi. Skąd miała majątek nie wiemy. Wiemy, że Pan Jezus wypędził z niej siedem demonów, a siódemka oznacza wszystkie grzechy, więc i zapewne nierząd, lub raczej "wyuzdaną" seksualność. Stąd pierwsi Ojcowie Kościoła wysnuli teorię, że mogła być nierządnicą. A my de facto nawet nie wiemy, czy nie była już starszą kobietą.
Druga sprawa, że Jezusa kochała owszem Maria - ale siostra Marty i Łazarza. To ona obmywa publicznie nogi Boga, to ona jest w Niego zapatrzona bez granic.
Ale to zapewne dla większości nieistotne.