Nigdy nie płacze na filmach, ale ta historia była prosta... i piękna i troszkę płakałem...
Bo taka miała być. Prosta i zawierająca w sobie zarazem więcej znaczącej treści niż wszystkie filmy Lyncha razem wzięte.
Wiem i ja to rozumiem, ale ten film zwyczajnie do mnie nie przemawia. Próbowałem jakoś wgryźć się w fabułę, ale nic z tego, zero jakiegokolwiek współczucia z mojej strony. Zresztą inne jego filmy też raczej mnie nie przekonują (jak np. Głowa do wycierania albo Zagubiona autostrada). Owszem, jest parę smaczków jak Dzikość serca albo Blue Velvet, ale lynchowska maniera nie jest chyba dla mnie. Planuję odświeżyć po siedmiu latach Mulholland Dr., by rozwiać wszelkie wątpliwości.