PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=102154}

Świt żywych trupów

Dawn of the Dead
6,3 42 205
ocen
6,3 10 1 42205
6,9 14
ocen krytyków
Świt żywych trupów
powrót do forum filmu Świt żywych trupów

Byłam, widziałam, teraz oceniam. Ogólnie film uważam za dobry. Zacznę od pozytywów. "Świt..." zaczyna się w amerykańskim stylu: parka, trochę ciała, sielanka, za chwilę wszystko przewraca się do góry nogami: parka się rozdziela, bo facet zamienia się w zombie, a dziewczynie ledwie udaje się ujść z życiem i odtąd zdana jest na siebie. Pewnie zginęła by za kilka minut, ale życie ratuje jej bohaterski stróż prawa i odtąd w małej grupce zmuszeni są walczyć z armią żywych trupów w odciętym od świata centrum handlowym (co za gorzka ironia...). Akcja szybko się rozkręca, więc nie trzeba nastawiać sobie budzika na "godzinę później", można od samego początku skupić się na jedzieniu popkornu, no chyba że ktoś nie ma zwyczaju kosmumować oglądając, jak ktoś konsumuje na ekranie kogoś innego. Fabuła trzyma się jakoś kupy, choć momentami wisi na włosku, ale na szczęście niezmordowane, ganiące po ekranie umarlaki skutecznie odwracają uwagę od różnych niedociągnięć i nieścisłości, tłumiąc logiczne, czy raczej jakiekolwiek myślenie. Człowiek oddaje się błogiej rozrywce i nie zastanawia się np. nad tym, jakim cudem truposze aż tyle myślą i biegają szybciej niż żywi. Wielki plus dla speców od charakteryzacji: zrobili naprawdę świetną robotę. Umarlaki są piękne, zindywidualizowane (ten bez nóg, ten bez nosa, temu grzybki rosną na policzku, etc.). Wyskakują sobie (umarlaki, nie charakteryzatorzy ;) z różnych miejsc i straszą swoją aparycją z różnych ujęć, wywołując u postaci pozytywnych (a także widzów w kinie) różne reakcje. Muzyka jest nieźle dopasowana do sytuacji, dozuje napięcie i wzmacnia je tam, gdzie trzeba. Co do gry aktorskiej, no cóż, źle nie było, jak na horror to całkiem nieźle wypadła: mamy przemiany wewnętrzne, bunty, świrowanie, rodzące się w obliczu zagrożenia uczucie, nie ma na co narzekać. Na koniec koniecznie należy wspomnieć słówko o zakończeniu, które było dość nieoczekiwane (nie wychodźcie z kina od razu po wyświetleniu napisów końcowych, wytrzymajcie jeszcze chwilkę). Jeśli chodzi o minusy, nie wydaje mi się, aby były tak znaczące, żeby zdołały zepsuć przyjemność oglądania "Świtu...". Pomijając fakt oczywistej kalki "28 dni później" (Amerykanie zawsze muszą dogryźć Angolom, to już chyba tradycja...), która zaowocowała grzechem przeciwko idei pana Romero, oryginalnego twórcy scenariusza do filmu, jeden z większych minusów stanowi "rozklekotana fabuła". Bohaterowie najwyraźniej nie bardzo są zdecydowani, jak chcą się zachować w miejscu schronienia. Są tu, za chwilę ktoś polazł gdzie indziej, jakby się celowo narażał, tu padł generator prądu, no to trzeba do piwnicy zejść... Wiadomo, muszącoś robić na filmie, ale ich działania chyba nie zostały do końca określone w scenariuszu w siatkę przyczynowo-skutkową. Np: niby bezpieczeństwo ponad wszystko, a jednak nikt nie interesuje się bliżej pogryzioną ciężarną żoną jednego z bohaterów. A pies to już dosłownie wepchnięty do scenariusza z braku pomysłów chyba. Liczne drobne niedociągnięcia natury logicznej (np. jak zombie bez nóg wdrapał się na rury w garażu??), a także złośliwy brak wyjaśnienia, skąd wzięły się żywe trupy (wcześniej: wirusy, promieniowanie, tutaj: nikt nic nie wie), rażą jedynie tych mniej wrażliwych na krew bryzgającą wszędzie wokół i myślących w przerwie między przeżuwaniem popkornu a tuleniem do siebie wrzeszczącej panienki ("ojej, nie mogę na to patrzeć!"). Nie jest to film przerażający, szczególnie dla ludzi, którzy mają już praktykę (nie jest to horror typu "gore"). Nie ma tu fruwających flaczków, ani rozrywania ofiar. Czasem pokażą jakiś mózg, sceny z piłą łańcuchową są dość krawe, a i zombie są w przeważającej większości mało straszne (trupy ludzi, którzy niedawno zmarli), choć nadrabiają żywością, agresywnością i inteligencją (?): "koledzy, przewróćmy wreszcie ten samochów", albo: "o, pies tam wlazł to i my możemy" ;). Humor w filmie utrzymany jest w konwencji wisielczej (scena ze strzelaniem dla rozrywki do zombie z dachu). Oprócz tej miałam jeszcze dwie ulubione sceny: scenę porodu i scenę z grubym babsztylem. Generalnie bawiłam się dobrze, chociaż popkorn mi zaszkodził, albo zjadłam go za dużo. Kiedy wyszłam z kina, zastanawiałam się, jak Amerykańce mają dobrze, że zawsze da się skąś skombinować spluwę, strzelbę, albo butlę z propanem. My, Polacy moglibyśmy walczyć z taką plagą jedynie polewając truposze bimbrem i podpalając ich. Chociaż i to nie wiadomo, czy co niektórym szkoda byłoby bimbru. A niektórzy już woleliby chyba zamienić się w żywe trupy i pokazać wreszcie szefowi, znienawidzonej nauczycielce, albo wiecznie zrzędzącej teściowej. Ja osobiście po ustaniu akcji serca skierowałabym swoje kroki prosto do sklepiku naprzeciwko, gdzie w lecie w lodówce trzyma się tylko nabiał i "Perłę", a ty stój i niech ci język przyrasta do podniebienia... Pozdrawiam wszystkich i zapraszam na "Świt żywych trupów" do kina. Jak by nie było: ostatecznie to warto.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones